dziś. wiersz: 'But w Butonierce' Bruno Jasieński proza: monolog marzyciela z 'Białych Nocy' Fiodora Dostojewskiego piosenka: 'Nie rozdziobią nas kruki' SDM (wiem, balane, ale na przesłuchanie jak ulał)
no to co? keep your fingers crossed
edit:
2 października 21:40
Zamiast monologu marzyciela zaprezentowałam fragment 'Macicy' Marii Wojtyszko. No i cóż... poległam przy próbie zagrania wściekłego byka na corridzie, ale moim zdaniem krzesło ukradłam profesjonalnie, co może mnie trochę zaplusowało u pana reżysera.
Jutro wyniki, ale raczej mam marne szanse, żeby się dostać.
29 lipca 1955 roku na planie 'Olbrzyma' George Stevens nagrał reklamówkę zachęcającą nastolatków do bezpiecznej jazdy po drogach. 'Jedźcie spokojnie- życie, które oszczędzicie może być moim'. Dwa miesiące i jeden dzień później Donald Turnuspeed, student California Politechnic najeżdża swoim Fordem model 1950- Porshe Spydera 550. Nie tyle najeżdża, co raczej pokrywa toną żelastwa mały sportowy samochód Jamesa Deana. Wieczność skończyła się o 5:45 pm.
Świat może wreszcie zaakceptować, że James Dean bardziej kochał mężczyzn niż kobiety.
Jesienne chwile szczęścia. Jak one wyglądają? Czy jest w ogóle coś takiego jak jesienna szczęśliwość?
Dla mnie chwile miłe to te, kiedy wchodzę na scenę. W głowie dziki szum, jak po wypiciu butelki 'Komandosa', w środku coś się wyrywa.
Tak, to są najpiękniejsze chwile w ogóle.
A co do tej jesieni to bardzo lubię lekcje polskiego z moim charyzmatycznym wykładowcą. Dzięki niemu pokochałam lektury. Popadłam w konflikt z wykładowcą angielskiego, więc siedzę cicho w ostatnim rzędzie przy oknie i patrzę na przejeżdżające tramwaje.
Lubię późne śniadania w Szczotkach. Prawie codzienne ostatnio. Tosty i kawa. Czego chcieć więcej? Wszystko okraszone porcją dobrej muzyki i pozytywnym klimatem.
Lubię podróże z Dagą, bo to ona zmusza mnie do zainteresowania filmowym życiem stolicy. W niedzielę kupiłyśmy bilety na Warszawski Festiwal Filmowy.
Lubię też popołudnia z kawą parzoną gorącą wodą z kranu w mieszkaniu- bunkrze Norberta. Z braku laku słuchamy Eski Rock i nic nie mówimy.
Lubię De i jej klimatyczny śmiech. I opowieści o różnorakich potworach i potworkach przytwierdzanych do sufitu drucikami. W końcu muszę iść skrócić kolczyk, De (i zrobić tatoo i ty też)!
Lubię wszystko co miłe i co z miłymi ludźmi.
A zasadniczo kocham W Biegu Cafe za ofertę kryzysową.
Bez ładu i składu.
Dedykuję Pawłowi. Żeby olał tą głupią zdzirę.
Dziękuję.
miejsce: Teatr Narodowy tytuł: Marat/Sade; Męczeństwo i śmierć Jeana Paula Marata przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem pana de Sade. reżyseria: Maja Kleczewska scenariusz: na podstawie sztuki Petera Weissa scenografia i reżyseria światła: Katarzyna Borkowska muzyka: Agata Zubel choreografia: Mikołaj Mikołajczyk praca nad tekstem: Łukasz Chotkowski
'Dwie symboliczne postaci: męczennik, symbol Rewolucji Francuskiej, Marat i uosobienie bezwzględnej pogoni za przyjemnością markiz de Sade. Czy najważniejsze zmiany zachodzą w społeczeństwie, czy w pojedynczym człowieku? Jedna z najgłośniejszych sztuk burzliwych lat 60. XX wieku w nowej interpretacji. W roli markiza de Sade'a Danuta Stenka.'
Dramat Weissa rozgrywa się w 1808 roku, w zakładzie dla obłąkanych, gdzie pod kierownictwem Markiza de Sade'a (w którym to zakładzie de Sade jest osadzony) pacjenci wystawiają sztukę o Jean Paulu Maracie, rewolucjoniście, ulubieńcy ludu, który został zamordowany przez Karolinę Corday (w tej roli świetna Patrycja Soliman).
Sade spiera się z Maratem na temat historii.
Maja Kleczewska, reżyser sztuki zastosowała niesamowity zabieg, a mianowicie w roli Sade'a obsadziła kobietę. Tym sposobem kazała nam się dokładnie przyjrzeć i stwierdzić możemy, że w owym zakładzie nie jest osadzony sam de Sade, a raczej osoba, która bardzo wsiąknęła w jego psychikę. Nie jest to realny Sade. To pacjent. A raczej pacjentka.
Sama sztuka Weissa to 'play within a play'. Obłąkani pensjonariusze, targające nimi fobie, nerwowe tiki i zaburzenia psychiczne rekonstruują rewolucję. I już nikt nie wie, gdzie kończy się fikcja (teatr), a zaczyna rzeczywistość.
Kapitalna gra aktorów, wymagająca od nich niebywałej tężyzny fizycznej i pozbycia się wszelkich lęków, również przed nagością.
Niesamowita scenografia i światła. Wszystko stworzone z wielkim rozmachem. Wszystko dokładnie przemyślane i zrobione. Bez błędów. Tylko tak duży zespół, jak ten w Teatrze Narodowym był w stanie udźwignąć tę sztukę.
Ja jestem pod wrażeniem.
Kiedy podniosła się kurtyna wstrzymałam oddech, odetchnęłam dopiero na brawach.
De wstając powiedziała 'WOW' i to jest chyba najlepsze określenie tego, co wczoraj zobaczyłyśmy na scenie Teatru Narodowego.
Wstałam dziś wcześnie bardzo, żeby poodpisywać na maile. Generalnie pewnie i tak dziś nie wyjdę z łóżka, bo ani ja ani Filip nie zamknęliśmy okna na noc i oboje jesteśmy chorzy. Z tym, że on dostanie wolne w pracy, a ja niekoniecznie, więc tak czy owak wieczorem trzeba się udać do pracy.
A jutro do SCEK-u i to byłoby na tyle mojego leczenia się.
W teczce mam projekty do plakatów reklamujących spektakle. Robione po nocach ostatkami sił. Dobra, z tymi ostatkami sił zdecydowanie przesadziłam.
Tak czy siak plus dla nas za kolorowe życie i nowe scenariusze. Dla mnie generalnie plus ten.
Chodzę sporo na koncerty ostatnio. Koncert Komet był mega, aczkolwiek zawsze dla mnie ich koncerty są z lekka pechowe. Tym razem w nieodpowiednim momencie weszłam do toalety.
Dagadana też super, zrobili dobry instrumental do filmu 'Godzilla'. Na Afro Kolektyw niestety nie dotarłam i nie zobaczyłam nagiego Afrojaxa okręconego kablem od mikrofonu.
We wtorek świetliki w HRC, a w środę Płyny w Mono Barze.
No i 17 października Rockowa Zbiórka Żywności, na którą wszystkich bardzo serdecznie zapraszam. Zagrają Hatifnats, Muzyka Końca Lata, Wilson Square i Kolorofon. Więcej tu.
Cały czas też również trwa Warszawski Festiwal Filmowy. Ale dla mnie zaczyna się dopiero w weekend.
We wrześniowym numerze VOGUE brytyjskiego jest artykuł o genialnym fotografie, Nazywa się Ryan McGinley. Gość robi kapitalne zdjęcia. Twierdzi, że nagość jest ciekawsza od ludzi w ubraniach. Ja się zgadzam. Sami zobaczcie.
god save the queen czyli mart leci do lądynu pomoknąć, pozwiedzać (sklepy) i liznąć trochę kultury
mart wraca za niedługo
i wszystkich mocno całuje prosto w usta
okropny lot, no i zdecydowanie nie lubię wstawać o 2:00, żeby zdążyć na samolot.
doba hotelowa zaczynająca się po południu
w hotelu była fontanna wydostająca się z muszli klozetowej, więc przenieśli nas do innego pokoju (ah to nasze niesamowite szczęście).
no i sto razy cieplej niż w Polsce. śmiem twierdzić, że w Polsce jest bardziej londyńska pogoda niż w Londynie.
byłyśmy na spektaklu w teatrze The Old Vic (w kórym dyrektorem artystycznym jest Kevin Spacey)na spektaklu 'Inherit The Wind' (w którym również grał Kevin Spacey). spektakl był kapitalny, a ja miałam najtragiczniejsze miejsce, ale trudno. i tak było warto.
Dagmara rozmawiała chwilę ze swoim guru, zrobiła sobie zdjęcie, dostała autograf.
spektakl ten stanowił główny powód naszego wyjazdu.
poza tym przebiegłyśmy się po wszelkich atrakcjach turystycznych, a ja jeszcze do tego zwiedziłam sklepy z moim szwedzkim znajomym Ionem, który akurat w tym samym czasie przebywał w Londynie.
kilka dni a ile frajdy.
aż żal mi było wracać do szarej i obrzydliwej Warszawy.
mamy Pana Dynię
generalnie dziś bardziej kameralnie niż w zeszłym roku, aczkolwiek wcale nie gorzej.
haloween to jedyna noc w roku, kiedy dziewczyna może wyglądać jak dziwka, a żadna inna nie może jej nic na ten temat powiedzieć. zatem korzystajmy!
dla rozruszania przypominam notkę z zeszłego roku. enjoy