'w piątkach sorry gettoblaster dziesięć tysięcy ludzi i jeden kibel, a to wszystko w komunistycznym budynku'
filip szczęśniak jest mistrzem tego miesiąca
BOYS NOIZE ♥ COOKIES!!! Chewy Chocolate Cookies zremiksował 'TRANSMISSION' Boys Noize dobre dobre dobre
obiecuję, że niedługo zasiądę do jakiejś konkretniejszej notki, pracuję ciężko nad historyjkami o życiu. give me some slack!
(myślę, że wkrótce wrzucę coś mojego cobyście mogli sobie poczytać i pooglądać)
nie mam nic ciekawego do powiedzenia
nie mam nic ciekawego do zakomunikowania
nie mam nic ciekawego do życia
nie mam nic ciekawego w kieszeni
nie mam nic ciekawego dla ciebie
dawno do was nie mówiłam. zmalała mi zdolność mówienia i pisania. a raczej chęć mi zmalała.
w poniedziałek z de w Wayne's Coffe; wtorek warsztaty filmowe, a noc w Wytwórni (btw mam 3 butelki wódki z Konesera, firma DIALOG stawia, jak ktoś ma ochotę to zapraszam); środa to najgorszy dzień tygodnia; czwartek AFiT, później matura z polskiego, RE:WIZJE w Wytwórni i koncert Afro Kolektywu w Hydrozagadce (swoją drogą koncert był mega mega mega mega mega, cover 'dosko'. afrojax: zajebista piosenka, aż szkoda, że nie nasza); piątek jakoś przeleciał na pisaniu i egzaminie z angielskiego; w sobotę Uwalnialiśmy Łacha w Wytwórni (jestem szczęśliwą posiadaczką nowej pary czerwonych szpilek i retro kozaczków oraz sporej ilości biżuterii handmade), widziałam się z Dagą (pierwszy raz od przylotu z Londynu), była też Pink Bazooka w Saturatorze; a dziś kończyliśmy z Jankiem scenariusz, na dworzu piździ w cholerę, czuję, że jestem chora.
nadal nie oddałam Norbertowi czapki.
nadal nie napisałam Maćkowi scenariusza.
nadal nie posprzątałam w pokoju.
nadal nie oddałam Dagmarze książek.
a z prezentami to jestem w czarnej dupie.
no to byłam zobaczyłam i wróciłam.
reszta to moja słodka tajemnica.
wyleczyłam się trochę z exhibicjonizmu, zaczęłam też czytać harlequiny zapychając sobie czas pomiędzy pisaniem, a spotykaniem chujowych facetów.
są ludzie barwni naturalnie lub farbowani.
i są ludzie w skorupach.
każdy ma jakąś historię, ale nie wszyscy chcą ją opowiadać.
no, ale akurat na blogu, to każdy włazi na swoją skorupę, byle tylko go lepiej było widać.
albo przynajmniej wystawia rogi, żeby komuś pokazać, jak to bardzo jest zamknięty i niedostępny.
mam ochotę roześmiać się sobie samej w twarz, więc staję przed lustrem i to robię.
mam ochotę przespać ostatnie godziny tego chujowego roku.
trzeba podsumować to, co zdarzyło się w tym beznadziejnym roku. jak to pięknie de zauważyła, myśli zostają takie same, tylko cyferki się zmieniają. każdy rok obfituje w nadnaturalne zjawiska kretyńskiej błazenady pozującej na cynizm w postaci dennych imprez i tak samo dennych rozmów. w 2010 chcę tego wszystkiego uniknąć nauczona doświadczeniem. pojechać gdzieś tylko dla siebie. usiąść w parku w środku wymarzonego miasta i zjeść pączka popijanego kawą (może nawet przed witryną sklepu u Tiffany'ego) oczywiście w obłędnych butach.
i nie zastanawiać się już nad niczym. po prostu działać.
a wam życzę tego, co sami chcielibyście sobie życzyć.
pora iść, bawcie się dobrze.